Laseroterapia w leczeniu łysienia, czyli skuteczność m.in. grzebieni laserowych
Ilekroć wspominam komuś o grzebieniach laserowych słyszę niezbyt inteligentny rechot. Nie rozumiem dlaczego wiele osób reaguje na laseroterapię niedowierzaniem, tym bardziej, że przecież jej genialny wpływ na różne “dysfunkcje” skórne i włosowe nie raz i nie dwa udowodniono naukowo.
A mnie się marzy grzebień. Piszę o tym nie po raz pierwszy zresztą. Coraz bardziej skłaniam się ku podjęciu ostatecznej decyzji zakupowej. Na tak oczywiście. A to dlatego, że science (nauka) przekonuje, że laseroterapia w leczeniu łysienia faktycznie sprawdza się lepiej od innych środków.
Nie jest popularna i powszechnie stosowana, bo jest diabelnie droga, ale może w końcu się przebije, a po przebiciu się może stanieje (oby!).
Dlaczego laseroterapia?
Badania nad wpływem niskoenergetycznych laserów na porost włosów trwają już od kilkudziesięciu lat (więcej tutaj). Wbrew temu, co można by sądzić przodują w nich Europejczycy.
Uśredniając wyniki kilku badań można (lista np. tutaj) można śmiało założyć, że skuteczność laseroterapii wynosi ok. 85%, a jej wpływ na włosy polega na:
- poprawie ukrwienia mieszków włosowych, poprawie cyrkulacji krwi w ich obrębie, zwiększeniu syntezy białek (m.in. tworzących włosy),
- zahamowaniu nadmiernego wypadania włosów (w przebiegu co najmniej kilku rodzajów łysienia),
- pobudzeniu porostu włosów,
- wzmocnieniu (zagęszczeniu, pogrubieniu) włosów.
Badania nad leczeniem łysienia androgenowego, szczególnie opornego na wiele kuracji, wykazały natomiast skuteczność rzędu:
- ponad 90% u mężczyzn
- ok. 85% u kobiet.
Ale to nie wszystko.
W kosmetyce, trychologii, dermatologii estetycznej lasery LLLT wykorzystuje się nie tylko w terapiach przeciwko łysieniu.
Są one uważane za świetne remedia na:
- łysienie polekowe i okresowe,
- wypadanie włosów w związku z podeszłym wiekiem,
- łysienie po chorobach,
- łojotok skóry głowy i wypadanie włosów na tym tle,
- zbyt cienkie włosy,
- włosy słabe, łamliwe, matowe.
Jak twierdzą kosmetyczki znające się na rzeczy (rozmawiałem z dwiema) laseroterapia “budzi włosy”.
Na tym to właśnie polega.
Widzicie w tym coś śmiesznego?